ho ho ho! #7 – od depilacji do wyciskania soku – babski sprzęt

Nie wiem jak wy, ale ja okropnie nie lubię wydawać pieniędzy na sprzęt. Laptopa mam w spadku po bracie, słuchawki noszę te, które dostaje się w pakiecie z telefonem, a w mojej kuchni stoi blender z supermarketowej przeceny. Dlatego bardzo cieszą mnie wszystkie praktyczne prezenty. Te niepraktyczne też… Oto trzy typy na trafiony prezent z kategorii „sprzęt”.

Na pohybel włosom!

Phlips Lumea to urządzenie, które usuwa włosy metodą IPL – za pomocą emisji światła pulsacyjnego. Metod depilacji jest bez liku. Blogi urodowe prześcigają się w podsuwaniu tych najlepszych, najtrwalszych, najmniej bolesnych i najtańszych. Przetestowałam na sobie już chyba wszystkie. O ile depilacja laserowa to chyba jedyna metoda, która po regularnych wizytach u kosmetyczki jest w stanie trwale usunąć uporczywe włosy, o tyle wymaga regularnych wizyt u kosmetyczki i nieco grubszego portfela. Moja systematyczność pozostawia wiele do życzenia, więc ta nieco dziwna suszarka, którą widzicie na zdjęciach poniżej, jest moim absolutnym odkryciem roku 2017. To naprawdę działa! Dodam, że wcale nie mam jasnej skóry i mocnych włosów, więc nie jestem idealną kandydatką dla Lumei, a i tak efekt jest absolutnie warty zachodu i inwestycji. Również w tym przypadku regularność to podstawa.  Przyznacie jednak, że  znacznie łatwiej jest zmobilizować się do zabiegu we własnym domu, na przykład w trakcie oglądania drugiego sezonu Stanger Things. Już po pierwszych sesjach włosy odrastają wolniej, jest ich znacznie mniej (w moim przypadku średnio o 75%), są słabe, a ich golenie nie powoduje podrażnień skóry, zmora niejednej z nas. Myślę, że gdybym potrafiła zmobilizować się do większej częstotliwości i regularności zabiegów, byłabym w stanie pozbyć się włosów nawet w okolicach 90-100%. Polecam po stokroć! Sprzęt sprawdzony na własnej skórze! Testowałam nieco starszy model, który można kupić już za 800-900 złotych. I jeszcze jedno: NIE BOLI!

Let’s get loud!

Na parametrach tego sprzętu kompletnie się nie znam, szczegóły możecie sprawdzić sobie tutaj. To, że głośnik Marshall trafił do tej kompilacji opiera się wyłącznie na tym, że bardzo mi się podoba…

„Marshall Amplification cieszy się wielką estymą w muzycznym świecie. Po legendarne wzmacniacze tej marki sięgali m.in. Pete Townshend, Ritchie Blackmore, Eric Clapton czy Jimi Hendrix. Firma od kilku lat działa również na rynku konsumenckim. Sukces słuchawek Major i Minor oraz głośnika Stanmore, zachęcił producenta do rozszerzenia portfolio o kolejny produkt. Głośnik Acton stanowi interesujące połączenie stylu vintage z najnowszą technologią. We wnętrzu stylowej, eleganckiej konstrukcji kryją się mocne przetworniki, gwarantujące soczysty dźwięk. Acton może komunikować się ze źródłem dźwięku bezprzewodowo, wykorzystując standard Bluetooth 4.0 lub za pośrednictwem kabla. Głośnik wyposażony jest w analogowe wejście 3,5 mm, RCA oraz złącze optyczne. Użytkownik może zatem odtwarzać muzykę zarówno z gramofonu, jak i tabletu, smartfona czy Apple TV.”

 

Wyciskamy

Sokowirówka to taki fant, który bardzo chciałabym znaleźć pod moją własną choinką. Marzy mi się od dłuższego czasu, a samodzielny zakup wciąż jakoś mi się nie składa. A to za dużo kosztuje, a to miejsca  w małej kuchni brak… Gdybym jednak ów sprzęt dostała, i miejsce by się znalazło i czas na przyrządzanie zdrowotnych soczków. W dobie E150 i innych konserwantów, diet cud i świeżych soków z buraka za 15 złotych, to urządzenie, z którego ucieszy się każda babeczka, niezależnie od wieku. Zrobiłam mały przegląd tych nieco tańszych i całkiem nieźle prezentuje się tu Philips. Nienajgorszą sokowirówkę można już kupić za niecałe 400 złotych, jednak warto dołożyć dwie stówki więcej i kupić sprzęt o większej mocy – to ona ma w tajemnym procesie wyciskania chyba największe znaczenie.